Sześć zakochanych w sportach ekstremalnych przyjaciółek wyrusza do niezbadanej jaskini we wnętrzu ziemi. Choć wszystkie mają doświadczenie we wspinaczce, nie mają pojęcia co począć, gdy wejście do podziemnych grot zawala się. Po krótkim ataku paniki kobiety postanawiają odnaleźć drugie wyjście. W tym celu będą musiały zbadać ogromny obszar nieodkrytej dotychczas jaskini, starając się unikać wielu niebezpiecznych pułapek. Na domiar złego wkrótce zdają sobie sprawę, że nie są same, bowiem polują na nie szkaradni mieszkańcy mrocznych podziemi.
Brytyjski obraz Neila Marshalla, twórcy „Dog Soldiers” (2002) i „Doomsday” (2008). „Zejście”, zdobywca dwóch nagród BIFA i jednego Saturna, jest typowym survivalem, w którym grupka bezbronnych kobiet walczy nie tylko z maszkarami, zamieszkującymi jaskinię, ale również z bezwzględną Naturą. Niby pomysł na scenariusz nie jest niczym odkrywczym w tym podgatunku, ale nie można tego samego powiedzieć o realizacji. Beznadziejne położenie protagonistek, które utknęły w mrocznych, ciasnych korytarzach niebezpiecznej jaskini, mając do towarzystwa jej żądnych krwi lokatorów nie tylko znacznie potęguje klimat wyalienowania i wszechobecnego zagrożenia, ale również wprawia widza w silne uczucie dyskomfortu. Nie mam problemów z klaustrofobią, ale nawet ja czułam się nieswojo – szczególnie w trakcie czołgania się kobiet w ciasnych korytarzach, a w chwili zaklinowania się głównej bohaterki, Sarah, w jednej z takich pułapek wręcz czułam przygniatające mnie skały. Takie silne utożsamianie się z opłakaną sytuacją bohaterów filmu, w moim przypadku, nie jest częstym zjawiskiem, więc tym bardziej byłam pod wrażeniem zdolności realizacyjnych twórców „Zejścia”. Oczywiście, praca kamery w niczym by nie pomogła, gdyby nie charakterystyka protagonistek. W tego rodzaju filmach postacie na ogół zachowują się lekko mówiąc niemądrze. Tutaj zamiast głupoty mamy nadmierną pewność siebie (niezgłoszenie wycieczki odpowiednim służbom) oraz paraliżującą panikę, która jest aż nazbyt widoczna, dzięki dobremu aktorstwu.
Oszczędne oświetlenie miało za zadanie potęgować realizm sytuacyjny. Głównym źródłem światła są latarki naszych bohaterek oraz race (w niektórych momentach posiłkują się również aparatem cyfrowym, aby cokolwiek dostrzec). Jednakże ingerencja z zewnątrz, z rąk oświetleniowców jest do tego stopnia oszczędna, że chwilami naprawdę ciężko jest cokolwiek wypatrzyć. W pierwszej połowie filmu to znacznie pomaga – potęguje klimat i przeświadcza widzów o niebezpieczeństwie, czyhającym w nieoświetlonych kątach. Jednakże z chwilą wkroczenia na scenę wyewoluowanych stworków przeszkadza w dostrzeżeniu szczegółów ich krwawego procederu. Ktoś powie – i dobrze, nie ma przynajmniej nadmiernego epatowania przemocą, ale w przebłyskach wyraźnie widać realizm scen gore, więc w moim mniemaniu troszkę szkoda, że twórcy nie chcieli się nimi pochwalić, tym samym rezygnując ze zniesmaczania odbiorców na rzecz survivalowej walki o przetrwanie – pełnej akcji i klimatu zaszczucia, ale chwilami tak mało widocznej, że aż irytującej. Brak oświetlenia w drugiej połowie seansu jest jedynym mankamentem tego obrazu – w pozostałych aspektach dostrzegam jedynie same superlatywy.
Oprócz znakomitej pracy kamery, idealnego miejsca akcji, mrocznego klimatu i umiejętnie wyważonej charakteryzacji brutalnych stworków na uwagę zasługują również skomplikowane relacje pomiędzy Sarah i Juno. Już na początku seansu twórcy poinformują nas o śmierci męża i małej córeczki tej pierwszej. Natomiast jakiś czas później jej przyjaciółka, Juno, zdecyduje się zorganizować dla niej niniejszą wyprawę. Niemalże od początku ich wycieczki będziemy świadkami drobnych negatywnych sygnałów, wysyłanych przez Sarah w stronę speszonej Juno. Ich konflikt natury osobistej doczeka się swej kulminacji dopiero podczas ostatnich scen seansu, kiedy to Sarah odkryje prawdziwe źródło poczucia winy Juno i rozwiąże ten problem we własny, mocno infantylny sposób. Wydać by się mogło, że takie drobne niesnaski, dzielące nasze bohaterki, w ich sytuacji są całkowicie niepoważne, wręcz niepotrzebne, jednakże jakimś cudem twórcom udało się przekonać mnie do ich nieodzowności, tym samym znacznie uatrakcyjniając oś fabularną.
Jak już wspomniałam aktorstwo stoi na bardzo wysokim poziomie. Najwięcej miejsca poświęcono postaciom zdruzgotanej po śmierci rodziny Sarah, najsilniejszej fizycznie Juno oraz przebojowej Holly. W tych rolach kolejno Shauna Macdonald, Natalie Mendoza i Nora-Jane Noone. Wszystkie panie, również te mniej wyróżniające się ciekawszymi cechami, spisały się nadzwyczaj przekonująco, a co za tym idzie były głównym powodem tak mocnego utożsamienia się widzów z ich beznadziejnym położeniem.
W 2009 roku film doczekał się o wiele słabszego od pierwowzoru sequela. Natomiast w 2005 roku (kilka miesięcy po premierze niniejszego obrazu) ukazała się produkcja Niemiec i Stanów Zjednoczonych pt. „Jaskinia”, którą ewidentnie zainspirowało brytyjskie „Zejście”. Moim zdaniem, pomimo miejscowej niedbałości o odpowiednie oświetlenie, jest to jeden z najlepszych horrorów XXI wieku, który kładzie szczególny nacisk na mroczny klimat grozy, a przecież w tym gatunku to jest najważniejsze.